Ukazuje się od 1946 w Krakowie, a następnie w Warszawie jako PRZEGLĄD ARTYSTYCZNY, od 1974 SZTUKA, Rok (55) XXVII | Wydanie internetowe Rok (1)

24 lutego 2020

Andrzej Krauze uzyskał sławę w KULTURZE Dominika Horodyńskiego i Janusza Wilhelmiego w latach 70. Podobnie jak jego redakcyjny kolega Janusz Głowacki, tyle że nikt się do niego nie przysiadał w Czytelniku, ani że było tam dla niego miejsce.

Wystawa w Zachęcie, sama w sobie oczywiście nobilitująca, świadczy zarazem o jego wielkiej klasie jako artysty. Obecność na wernisażu Krauzego ministra Glińskiego (pierwszy raz na wystawie sztuki współczesnej) z intencją triumfalnego zaanektowania artysty do „dobrej zmiany”, nie powinna mieć tu nic do rzeczy, (nie powinna!) jest tylko żałosnym zabiegiem urzędnika partyjnego. A co on potrafi w swym znawstwie, czytaj szkodnictwie w obszarze kultury, w tym ciągu blamaży, świadczy cała jego kadencja. Niestety, cień nadzwyczajnego wizytowania Krauzego pada też na Zachętę.
Twórczość Andrzeja Krauzego z natury kameralna, gabinetowa, niby nie wymaga przestrzeni wystawowych a jednak dobrze się stało, że kilkaset prac, rysunków Krauzego znalazło się na ścianach Zachęty. Co wystawa to wystawa, a nie najlepszy nawet album. Chwała za to kuratorce wystawy, dyrektorce Zachęty Hannie Wróblewskiej, że się nie ugięła, że do niej doprowadziła, podejmując jednak, jak się okazuje, wyzwanie.
Nie oczekuję po Lekcji Fruwania fali zachwytów nad twórczością Krauzego. Pochylenia się nad jego kunsztem. Raczej spodziewam się, że będą to w pewnych kręgach, reakcje zaambarasowania, jakieś próby przemilczania, może kontestacji itp. Niestety, trochę podobne (choć to nie to samo) do tych jakie spotkały jego brata Antoniego po Smoleńsku.

Andrzej Skoczylas