TEKSTY
1.
z rękopisu
Andrzejowi Skoczylasowi
za „mały, bardzo piękny Olej”
Marek Nowakowski
Patoka
– Całą noc nie mogłem spać – powiedział Stefan.
Przyjaźnimy się od lat. Często telefonujemy do siebie.
Początek naszej przyjaźni bierze się z młodości. Ja
przybyłem na wielkomiejski szlak ni to z przedmieścia ni
miasteczka, Stefan z Powązek.
Obaj znaleźliśmy się w starym, pamietającym jeszcze
carskie czasy więzieniu na Gęsiej. Mury były żółte, piece
dymiły, z okna widok na Pomnik Bohaterów Getta.
W letnie wieczory śpiewaliśmy w kraty dzikie, tęskne pieśni
urków o Czaboku, jamszczyku i malowanej lali. Kipiało
w nas wtedy siłą i wyobrażaliśmy sobie niemało.
Przygniotły nas lata. Goryczy i słabości przydały.
Stefan jest fryzjerem, ja pisarzem. Z tamtych lat Stefan
posiada na swoim ciele mnóstwo tatuaży, ja tylko jeden.
Stefan ma sprawę z córką.
– Dziecko – powiada – to nie zabawka –
I pragnie żeby córka spełniła jego oczekiwania.
Ja mam sprawę z pisaniem i czasem wydaje mi się że .
przegrałem. Wtedy robi się pusto i głucho. Nie ma nic.
Po pijanemu Stefan dzwoni do mnie i powiada –
– Kurwa, żeby jeszcze coś się stało. –
– Po pijanemu dzwonię do niego i mówię to samo.
I nagle przypomniał nam o sobie Patoka.
2.
Wyczytałem list gończy za nim. Zapamiętałem z
opisu oczy żółte i liczne włamania. Oczy żółte. Takie
oczy musi mieć drapieżny kot przed skokiem. Patoka
znaczył swoją drogę zuchwałymi włamaniami i za to go
poszukiwali.
Jak z za mgły wynurzyła się Gęsiówka i spacerniak
miedzy murami. My, małolatki patrzyliśmy z okien
pierwszego piętra na spacerującą recydywę z VI oddziału.
– O, Patoka – zaszeptano.
Był już wtedy sławny. Przypomnienie poruszyło. Odżyła
legenda dawnych lat.
Zadzwonił Stefan. Nie mógł spać całą noc. Ujęli
Patokę. Wyczytał finał w gazecie. Przygnębiła go
przypadkowość tej końcówki.
Spotkaliśmy się nad Jeziorkiem Kamionkowskim i
chodząc wzdłuż brzegu rozważaliśmy rzecz całą.
Po udanym włamaniu do zagranicznego przedstawicielstwa
handlowego, skąd zabrał kilkanaście tysięcy dolarów, ruszył ,
w Polskę, wydawał bankiety, występował jako poseł.
– Wygląd to on ma – stwierdził Stefan.
Ja już Patoki nie pamiętałem.
– I wyrąbał później jakieś byle jakie mieszkanie
– westchnął Stefan – Po co mu to było. Forsy miał
jak lodu. Brzeg Jeziorka Kamionkowskiego jeszcze zimowy, krzaki
gołe, trochę lodu na wodzie. Balaton, nazywają
3.
ten staw ludzie z pijackiej strony.
– Musiał rąbać – uznał Stefan = to był artysta.
– Bez rąbania nie ma dla niego życia.
Pod Patokę wypiliśmy flaszkę. Mało co mówiliśmy.
Każdy siedział w swojej przeszłości. Ile to już lat się przewaliło!
Oglądałem film jugosłowiański Deps. Opowieść o przestępcy, który przesiedział
dziesięć lat w więzieniu i zaprzestał swego fachu. Mimo to nie ma spokoju.
Nieustannie nękają go tajniacy. Sława speca od trudnych robót dalej
mu towarzyszy. Samotny boryka się ze złym losem i
opowieść o jego życiu bardzo mnie wzruszyła. Tak sobie
wyobrażałem bohatera mojego pierwszego opowiadania,
które zobaczyłem w druku. Tamtego nazywali
Kwadratowy. Ten z filmu przezwiskiem Deps.
Wtedy zadzwonił Stefan i powiedział – To było tak jakby
gdzieś daleko zrobili film z twoich opowiadań
– Stefan odsiedział dziesięć lat i nie jest skłonny do łatwych
wzruszeń czy egzaltacji.
Ucieszyłem się, że myślał tak samo jak ja.
Byłem świadkiem w sądzie. Wilcze sprawy między ludźmi.
Staruszkę wygryźli z mieszkania i opowiedziałem sądowi, który
był kobietą w średnim wieku, jak to pożyczyłem tej
staruszce kołdrę, żeby uchronić się mogła przed zimą,
pozbawiona swego domu, przebywająca w nieopalanej
4.
ruderze. Podziałało. Oczy kobiety w średnim wieku
pełne współczucia. Jako świadek (…) wystąpiłem
skutecznie.
Wyszedłem na korytarz i dotarłem do sali przed którą
zebrała się spora gromadka ludzi. Przeczytałem wokandę.
Sprawa Patoki. Taki przypadek. Wszedłem tam.
Siedział miedzy milicjantami. Niepozorny i łysawy. Siedział samotny
na ławie oskarżonych. Zeznawał więzień szczur, przerzucany od celi do celi,
żeby węszyć i podsłuchiwać. Miał teraz opowiedzieć co
wywiedział się od Patoki podczas wieczornych godzin,
kiedy więźniów najbardziej gniecie samotność i ogarnia
chęć zwierzeń.
Ten szczur sparaliżowany był wzrokiem Patoki. Odwracał
głowę od ławy oskarżonych i aż skręcał się z wewnętrznej
udręki.
Naraz zaskomlał – Nic nie powiem! Nic nie wiem! Powiem
to nie będzie dla mnie życia w każdym jednym więzieniu
w całej Polsce. Wszędzie dopadną!
Patoka przyjrzał mu się z zainteresowaniem. Po jego
twarzy błąkał się ulotny, pobłażliwy uśmieszek. Strzepnął
z klapy marynarki jakiś niewidoczny pył.
Wtedy go sobie przypomniałem.
5.
Co tydzień chodziliśmy do łaźni i tam w kłębach pary
odsłaniały się tatuaże pokrywające ciała więźniów.
Przeróżne i wymyślne to były wzory, ale nie wiem czemu,
najbardziej wzrok mój przyciągał tatuaż, który był jak
średniowieczny sztych: wysoka góra, zamczysko i drogą
podjeżdża rycerz na koniu. Rysunek ten pokrywał plecy
jednego z więźniów.
– To Patoka – powiedział wtedy Ząbek, mój celowy
ze 111- ej celi.
Przyglądałem się jego twarzy. A raz w tej ciemnej, ponurej
sali sądu, wyłożonej brązowym drzewem, nasze spojrzenia
zderzyły się, moje i Patoki. Wydało mi się, że patrzy on
na mnie intensywnie i zapragnąłem, żeby udzieliło mi
się choć trochę jego siły.
Pomyślałem, że tyle lat działał nieprzerwanie. Nie ma już
więzienia w którym siedzieliśmy. Zostało zburzone.
Zburzono wiele starych domów. Zamknięto wiele knajp i
nie ma dawnych bazarów. Pojawiły się nowe domy i place.
A Patoka ciągle kradł, dostawał się do więzienia, uciekał, znowu
kradł.
I pomyślałem też, że wszystko w jego życiu poza tymi
śmiałymi włamaniami, długimi latami więzienia a potem
napiętym oczekiwaniem na szanse ucieczki; więc wszystko
to inne: kobiety, smak spokoju, rodzina, ciepło i rozkosz
bezczynności, było nieważne.
6.
Twarz miał szarą wychudłą i pobrużdżoną, a ta resztka
włosów siwa, ale nie czuło się w nim znużenia, rezygnacji;
pod tą niepozorną powłoką tkwiła niewyczerpana jeszcze siła,
która przejawiała się w zacisku gruzłowatych,
mocnych szczęk i uporze wydatnego podbródka.
Pozazdrościłem mu tej żelaznej konsekwencji, choć jednocześnie
te lata więzienia długie jak niejedno życie, mroziły
wyobraźnię.
Adwokat, starszy człowiek o znudzonej twarzy sędziwego
wyjadacza, tym razem był ożywiony.
– W sumie przesiedziane dwadzieścia lat – powiedział
– osiem udanych ucieczek.
Opowiedział o Patoce z uznaniem jako o doskonałym
fachowcu i artyście zarazem.
– Wyrok będzie duży – dodał młody aplikant.
Odprowadził wzrokiem Patokę, prowadzonego przez dwóch
milicjantów.
Patoka dłonie miał skrzyżowane na przedzie, spięte
kajdankami. Z konfuzją przysunął się do ściany,
ustępując miejsca kobiecie w czarnej todze z czerwoną
obszywką. Milicjanci twarze mieli skupione, czujne. Groźną konwojowali
zwierzynę.
– Prokurator domaga się piętnastu lat – powiedział aplikant.
7.
Stary adwokat też obejrzał się za Patoką.
– Ucieknie – powiedział z przekonaniem. – Tyle razy
uciekał.
Znów spotkaliśmy się ze Stefanem nad Jeziorkiem
Kamionkowskim. Już była wiosna. Śpiewały ptaki i
pojawili się pierwsi rybacy. W krzakach pili wódkę.
Dziad zbieracz czekał cierpliwie na puste flaszki.
Prokurator domaga się piętnastu lat – powiedziałem
Stefanowi.
Pokiwał głową. Był skacowany i męczyła go okrutna
represja organizmu zmęczonego wódką. Myślał o robocie,
którą miał zacząć od południa. Myślał o egzaminie
z nowej męskiej fryzury, którą zaczęto wprowadzać w
jego fachu. Ja też byłem marny. Dręczyła mnie jakaś
trudna do wyrażenia udręka. Coś zacząć! Coś rzucić!
Ale co, jak?
Dziad zbieracz kląć zaczął. Pijani wyszli z krzaków i
zabrali ze sobą opróżnione flaszki.
Stefan patrzył posępnie w wodę.
– Ucieknie – powiedział.
W tym była i moja nadzieja.
*
Marek Nowakowski 1935 – 2014. Ten stary złodziej 1958, Benek kwiaciarz 1961, Zapis 1965, Robaki 1968, Wesele raz jeszcze 1974, Książe nocy 1978