TEKSTY
Anegdotka wspomnieniowa
o Andrzeju Strumille
To były wczesne, zamierzchle dziecinne czasy, kiedy wraz z ojcem przyjechałem do Dalnego Lasu w augustowskiej puszczy. W drewnianej izbie mazurskiego domku rozsiadło się kilku panów, z którymi moja ciotka żywo konferowała. Zapewne był to język polski, ale on – ten język był jakiś na moje szczenięce ucho inny, pełen niezrozumiałych słów.
Wiedziałem jednak, że jednym z owych starszych panów, był pan Strumiłło. To wzbudzało we mnie gorączkowe, gęsie wręcz poniekąd skórkowe uniesienie. Stąd bowiem, że Strumiłło był autorem rysunków do wielu książek dla młodych i młodszych adeptów literackiego jaśniepaństwa. Nic sobie nie robiąc z różnicy wieku, szczerząc zęby całkiem jeszcze mlecznobiałe, idę do owego pana z wąsami i mówię, że ładnie rysuje, ja w ważnych książkach widziałem i ja chcę podpis Pana. Strumiłło zerka niepewnie, to na mnie to na moją ciotkę. Pyta wreszcie, skąd to szkrabie znasz mnie i moje rysunki. Ja o Panu Samochodziku tyradę kładę, że to księga jest zacna, czytałem i podziwiałem, uroczyska z wypiekami na twarzy odkrywałem. Śmieje się Strumiłło, śmieją się goście. Co gorsze ojciec mój też się śmieje. Pan Andrzej z uśmiechem jowialnym pod szerokim wąsem mówi, że on obrazków swoich pod linijkami pana Nienackiego sobie nie przypomina, ale skoro ta latorośl, taka wygadana po nazwisku zna autora rysunków, to na pewno też inne książki czytał. A fakt, owszem, pan Strumiłło rysunki popełniał do wielu książęk dla młodej latorośli. Tak się jednak złożyło, że akurat książek Nienackiego nie ilustrował. Płonę ze wstydu. Myślę, mocno przemocno i chyba mi świta wtedy, że te szkice do Pana Samochodzika, to robil ten pan z telewizji, co węglem rysuje Autograf jednak dostałem.
Dumny wracam przez izbę, ale tata mój mnie woła i mówi, że to tak nie wypada, tylko od Pana Strumiłły wziąć podpis do pamiętnika, kiedy obok siedzi inna osobistość znana i szanowana. “Patrzam se” niepewnie na ojca, zerkam z powrotem na izbę, gdzie za stołem siedzą Ci starsi i widzę tam brodacza jakiegoś, śmiejącego się rubasznie w dysputach ze Strumiłłą i moją ciotką. Wygląda ten Pan jak pirat z Wyspy Skarbów, którą wówczas miałem żywo w pamięci po przeczytaniu ksiązki. Ta broda mnie troszkę przeraża. Idę jednak, podchodzę. Patrzę wzrokiem już pewniejszym po wszystkich i wypalam: – Pana to ja nie znam, tamtego Pana z wąsem to ja znam, bo rysuje, jak mój tato. Ale tato powiedział, że od Pana też mam wziąć podpis, to ja tutaj poproszę…
Szanownym brodaczem był pan Aleksander Małachowski – marszałek senior w I, II i IV kadencji Sejmu po 1989 roku.
Von Klinkoff