Ukazuje się od 1946 w Krakowie, a następnie w Warszawie jako PRZEGLĄD ARTYSTYCZNY, od 1974 SZTUKA, Rok (58) XXX | Wydanie internetowe Rok (5) SZTUKA 2024

felieton } Słowo od Prezesa

Traktat o trutniach

Włodzimierz Matuszewski  19.12.2021

Na wstępie chciałbym złożyć osobistą deklarację: otóż – jestem konserwatystą.
Uważam, że konserwatyzm – przywiązanie do trwałych wartości, istniejących od wieków instytucji, obyczajów, tradycji – to fundament dojrzałej cywilizacji.Konserwatyzm jest też niezbędny dla Sztuki (czasopisma i Sztuki jako takiej) o paradoksie! – też tej modernistycznej czy awangardowej. Utrwalone tradycją miejsca: muzea, galerie i związane z nimi kulturowe rytuały: zwiedzanie, kontemplowanie, wernisaże… a co dopiero malarstwo sztalugowe! Które funkcjonuje, zdobiąc szacowne ściany różnych poważnych budynków publicznych i prywatnych. To wszystko może istnieć, dzięki zapisanemu w danej wspólnocie narodowej szacunku dla własnego dorobku duchowego i dziedzictwa kulturowego.
Jako przekonany konserwatysta śledzę też różnego rodzaju ekspresje takiego światopoglądu, które notabene wykraczają poza obecne tak ostre i – wydawałoby się – bezkompromisowe podziały polityczne.
Od tej strony w szczególności chciałbym zwrócić uwagę na czasopismo, a także wydawnictwo Teologia Polityczna. Ostatnio zapoznałem się z zamieszczonym tam obszernym esejem publicysty i filozofa noszącego nazwisko wybitnego polskiego kompozytora z przełomu wieków. Pozwoliłem sobie na pożyczenie tytułu tego niezwykle interesującego i erudycyjnego tekstu Traktat o trutniach. Autor ów, Dariusz Karłowicz, przedstawia bardzo interesującą diagnozę polskiego życia społeczno-politycznego i jak to często u konserwatystów bywa, odwołuje się do wybitnych filozofów antycznych:
Istnieje kilka gatunków pszczół – pisze w Zoologii Arystoteles. – Najlepszy jest mały, okrągły i cętkowany (…) czwarty składa się z trutni, które są największe, nie mają żądła i są bezczynne”[102]. Jaki jest sens Platońskiej metafory? Kim jest w państwie truteń? – zapytuje pan Dariusz Karłowicz i przenosi to pytanie do znanych nam czasów – Czy treść którą dziś niesie ta metafora jest taka sama jak w czasach Platona? Znaczenie przenośne jest bardzo podobne, truteń to „darmozjad pasożyt, próżniak”. Jego fatalny wizerunek pogarsza oczywiście kontrast z pracowitymi pszczołami, którym wdzięczni Grecy, pełni podziwu dla objawiającej się przez nie mądrości natury przypisywali posiadanie „boskiego elementu”. Truteń to rozpieszczony wałkoń, który kocha się w nie przez siebie wypracowanym luksusie.

Żeby nie było wątpliwości – Autor wskazuje na miejsce, gdzie trutnie czują się najlepiej: jest to dwór Władcy…
Trutnie w węższym znaczeniu to swego rodzaju elita – grupa ściśle związana z władzą, ciesząca się powodzeniem, wpływami i siłą. Największy mir mają wśród tyranów. Myśl tę, by ją należycie uwypuklić, Platon opatruje referencją do konkretnej znakomitości. Kiedy opisuje osamotnienie tyrana, trutnie pojawiają się jako skutek „czystek”, które tyran prowadzi z lęku przed wszelką, nawet urojoną konkurencją. Usuwając ze swego otoczenia ludzi wartościowych, tyran szuka wiernych gwardzistów. Wtedy przychodzi czas na trutnie, którzy w zamian za żołd zlatują się masami z całego świata (567d–e).
Trutnie nie są jednak całkiem bezczynne, a nawet okazuje się, że – może wbrew swojej naturze – gotowe są do dużego, wręcz tytanicznego wysiłku, byle tylko dogodzić Władcy i by jego władanie, pozostało niezagrożone. A przy tym niezagrożona była pozycja ich Władcy. Są gotowi do wykonania każdego zlecenia Władcy, byle swoją pozycję utrzymać.
Trutnie dbają o to – kontynuuje Karłowicz – by lud miał uczucie pełni władzy – nie szczędzą mu miodu (z majątku odbieranego wrogom) i procedur (zgromadzenia i sądy). Tak wyglądają chleb i igrzyska ich kryptotyranii. Lud stawia się na zgromadzeniach i w sądach, głosuje, podejmuje ważkie decyzje, jednych potępia i skazuje, innych wynosi.
Otóż to. Wkraczamy w świat iluzji.
Mimo to, – kontynuuje Dariusz Karłowicz – składkowa uczta nie może się udać. Kiedy słowo a w tym ich uprzywilejowana pozycja przestaje być własnością wspólną, staje się własnością grupy, która kartę dań układa już tylko pod swoim kątem. Demokracja wchodzi w przejściową fazę niby-​demokracji, będącej de facto oligarchią trutniów. Z tego grona wyrosnąć może dyktator i jego świta. Nim to się stanie – trwa osobliwy stan przejściowy, dziwna tyrania bez tyrana, która wcale nie musi się szybko skończyć – być może nawet jest jedną z postaci tego, co ludzie sądzący po pozorach nazywają demokracją.
No tak. Mamy „zagwarantowane” wszystkie możliwe swobody, możemy działać, wypowiadać się, dyskutować, manifestować, ale wszystkie najważniejsze, dotyczące nas, decyzje zapadają gdzieś w zakamarkach „dworu” w bardzo wąskim gronie, w zaciszu zabezpieczonych przed podsłuchem gabinetów. Potem „demokratycznie” są przegłosowywane, przez niewielką, ale zawsze zdyscyplinowaną i nie zadającą pytań większość. Następuje orwellowskie odwrócenie pojęć: „wolność” oznacza podporządkowanie się narzuconym regułom i zarządzeniom, „prawda” – akceptowanie narzuconych z góry opinii i interpretacji, itp. A opozycja, owszem istnieje, coś-tam gęga, tupie nóżkami, ale nie ma na nic wpływu. I się nie liczy.
Tu jednak – wracając do roli Sztuki – pozwolę sobie na małą polemikę z Autorem w obronie Oligarchii Trutniów. Otóż – jeśli chodzi o twórczość artystyczną, taka sytuacja ma wiele zalet, bo rzeczywiście mocno osadzony we władzy dwór, chętnie pozycjonuje się jako Mecenas Sztuk Wszelkich i nie szczędzi wybranym artystom honorów, zaszczytów, stypendiów, których zazwyczaj skąpili liberalni dusigrosze. Artyści i twórcy zresztą zawsze czuli się lepiej w hierarchiczno-feudalnym porządku niż w świecie rozszalałej konkurencji, ekspansywnej tandety i przymusu rynkowego przypodobywania się spragnionym igrzysk tłumom. Dwór władzy może im zapewnić ten azyl i psychiczny komfort.
To małe zastrzeżenie nie ujmuje nic z trafności sądów zawartych w tym naprawdę wnikliwym eseju Dariusza Karłowicza.
Aha, warto dodać, że tekst ten ukazał się w numerze Teologii Politycznej w roku 2006- 2007. Ale, jak wiadomo, myśl konserwatywna ma to do siebie, że nie starzeje się tak szybko, jeżeli w ogóle.
Polecam wszystkim, jako konserwatysta, ale nie tylko konserwatystom: czytajcie Teologię Polityczną!

Włodzimierz Matuszewski

(ur. 22.01.1952 w Warszawie)

Prezes Stowarzyszenia Artystycznego “Sztuka”.

Producent i scenarzysta filmów animowanych.

Polecamy

Relacja z otwarcia MSN-u i kilka osobistych refleksji

“To nie karnawał ale tańczyć chce i będę tańczył z nią” – ten krótki cytat z Republiki dość trafnie określa mój nastrój po spędzeniu kilku ostatnich dni w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.
Von Klinkoff

Nickita Tsoy

Rozmowa z malarzem