Ukazuje się od 1946 w Krakowie, a następnie w Warszawie jako PRZEGLĄD ARTYSTYCZNY, od 1974 SZTUKA, Rok (55) XXVII | Wydanie internetowe Rok (1) SZTUKA 2020
film } Popioły i diamenty
Filmy o miłości
Sara Nowicka 7.11.2020
Lockdown był sprawdzianem dla wielu związków. Konieczność przebywania sam na sam w czterech ścianach całą dobę weryfikuje siłę relacji. Dużo trudniej się mijać, unikać czy zbywać niż we wcześniejszym trybie życia. Napięcia między ludźmi rosną – słyszę to przez zbyt cienkie ściany, widzę w autobusach, na ulicy, a czasami nawet we własnej kuchni. Mimo tego że problem jest poważny, mówi się o nim raczej w socjologicznym kontekście – wzrostu liczby rozwodów czy problemu przemocy domowej. A co z miłością? Prostą potrzebą kochania i bycia kochanym? Ona w zalewie tłoczących się problemów ekonomicznych, politycznych i zdrowotnych ukryła się na bardzo dalekim planie. Nie jest to jednak problem, który narodził się w tym dziwnym roku. Jeśli potraktujemy kino jak lustro, w którym odbija się życie społeczne, to zobaczymy, że na przestrzeni ostatniej dekady miłość powoli znikała z listy atrakcyjnych dla filmowców tematów. Romanse przestały nas interesować?
Przejmujących ekranowych obrazów miłości naliczyłam w mijającym dziesięcioleciu kilka. „Zimna wojna” (2018), autorstwa obywatela świata, mieszkającego trzydzieści lat w Anglii, Pawła Pawlikowskiego, „Serce miłości” (2017, Ł. Ronduda) – intensywna historia autentycznego związku artystów: Zuzanny Bartoszek i Wojtka Bąkowskiego, nieheteronormatywna „Nina” (2018, O. Chajdas), szalony film science-fiction „Człowiek z magicznym pudełkiem” (2017, B. Kox) oraz wyszydzane „Big love” (2012) Barbary Białowąs, która odpowiadała również za wyreżyserowany wspólnie z Tomaszem Mandesem film erotyczny „365 dni” (2020). Nie biorę pod uwagę komedii romantycznych, bo wszyscy wiemy, że obraz miłości w nich przedstawiony, dalece mija się z rzeczywistością, oraz filmów, w których zakochanie nie jest najważniejszym wątkiem, np. „Róży” (2011, W. Smarzowski), gdzie to wojna jest tematem przewodnim. Pomyślałam sobie, że to bardzo dziwna sytuacja. Przecież z marszu potrafię wymienić przynajmniej dziesięć zagranicznych filmów o miłości, które zrobiły na mnie wrażenie. I to tylko z ostatniego roku, a nie z całej dekady. Po chwili doszłam do wniosku, że pewnie wina leży w moich odbiorczych brakach i zaczęłam konsultować się ze znajomymi. Lista nie wyszła poza wymienione już tytuły.
Kiedy polskie kino przestało interesować się romansem? Przecież jeszcze w latach dziewięćdziesiątych było ich mnóstwo. W nowym tysiącleciu od czasu do czasu ktoś się w kimś w jakimś filmie zakochiwał – a to w „Ogrodzie Luizy” (2007, M. Wojtyszko), a to w „Prostej historii o miłości” (2010, A. Jakubik), jednak ten motyw był poruszany coraz rzadziej. Dlaczego? To, że czasy są trudne, nie jest żadnym wytłumaczeniem. W kinie powojennym pokiereszowani trudnymi doświadczeniami bohaterowie kochali nieszczęśliwie, ale pięknie. Zresztą cały okres PRL-u był wypełniony opowieściami o miłości – kiedy cenzura uważnie przyglądała się zaangażowanym społecznie produkcjom, sztuka kochania zdawała się bezpiecznym tematem. Oczywiście nie o bezpieczeństwo chodzi, ale o prawdziwe zainteresowanie emocjonalnością mężczyzny i kobiety. Tacy twórcy, jak Wojciech Jerzy Has potrafili tworzyć wiarygodne i poruszające filmy o miłości, bez szkody dla przedstawienia historycznego i społecznego tła. Wydaje mi się, że dziś akcenty rozłożone są inaczej – to realia są dla autorów ciekawsze niż uczucia między dwojgiem ludzi. Lub z drugiej strony – to rzeczywistość ma znaczący wpływ na ubogość naszych namiętności.
Świetnym przykładem są „Dzikie róże” (2017) Anny Jadowskiej, w których bohaterka jest równie umęczona relacją z mężem, co z kochankiem. Filmowe małżeństwo rozstaje się na długi czas z powodów ekonomicznych – mąż wyjeżdża za granicę, by zarobić na dom. Kobieta wdaje się w romans z nastoletnim chłopakiem, czym naraża się na ostracyzm mieszkańców małej miejscowości. Jadowska skupia się przede wszystkim na pokazaniu ról społecznych – żony, matki, córki i obywatelki wioski – narzucanych kobiecie. Aspekty materialne i kulturowe są tu najważniejsze. Obie relacje, w które uwikłana jest protagonistka, są równie puste, pozbawione obopólnego zaangażowania, czułości i bliskości, ale przede wszystkim rozmowy. Dialogi składają się przede wszystkim z inwektyw i przekleństw, a wzajemna niechęć nie ma początku w silnym uczuciu, tylko wynika z rozczarowania życiem i sytuacją, w jakiej znalazły się postaci. Reżyserka opowiada o parach, które nie potrafią się komunikować. Portretuje małżeństwo, które tak odwykło od przebywania razem, że kilka wspólnych dni okazuje się katorgą trudną do przetrwania. Podobne rodziny znajdziemy zapewne w naszym otoczeniu lub dalszym sąsiedztwie. To właśnie one są wspomnianymi we wstępie ofiarami pandemii. Tymi nieujętymi w statystykach, dla których nie przewidziano żadnego rządowego wsparcia.
Pytanie o to, dlaczego – filmowo i społecznie – zapomnieliśmy o porywach serca i wolnej miłości pozostawiam otwarte. Z nadzieją nie tyle na znalezienie odpowiedzi, co na odmianę sytuacji.
Sara Nowicka
urodzona w dwudziestą ósmą rocznicę powstania grupy OuLiPo w Świętochłowicach. Absolwentka filmoznawstwa i wiedzy o mediach na Uniwersytecie Śląskim. Współzałożycielka Final Girls – magazynu o kinie i autorka bloga Kino w zwolnionym tempie.
Publikowała m.in. w: artPapierze, Kinomisji, Magivandze, Niewinnych Czarodziejach, Masce oraz e.CzasieKultury. Jedna z autorek w zbiorowym tomie 1000 filmów, które tworzą historię kina pod red. naukową dr hab. Piotra Kletowskiego. W wolnych chwilach joginka i flâneuse, która zaskakująco dobrze znosi zamknięcie w czterech ścianach.