Ukazuje się od 1946 w Krakowie, a następnie w Warszawie jako PRZEGLĄD ARTYSTYCZNY, od 1974 SZTUKA, Rok (59) XXXI | Wydanie internetowe Rok (6) SZTUKA 2025

Śmieciowe jedzonko [Na punkty]

1 sie, 2025Wojciech Albiński

Dziennik umiarkowanie wewnętrzny pisany na bieżąco, acz publikowany z niewielkim opóźnieniem (już trzy kwartały do teraz). Dla integracji i przykładu przedstawiany poza mediami społecznościowymi.

  1. I dalej z córką R. w Londynie. Pod Westminsterem (to się odmienia?) parada traktorów, a właściwie strajk. Bronią rolnictwa, skazanego na porażkę. Fantazyjnie trąbią i tak trąbiąc rozjeżdżają się blokować ruch w mieście. Do traktorów machają turyści.
  2. Obok trwają manifestacje: w imię Jezusa, w imię UE (budzą wyrzuty sumienia najlepszymi włoskimi przebojami z głośników) i oczywiście są ludzie od Free Gaza. Flaga Palestyny będzie wiśnią na tym zepsutym torcie jeszcze długo.
  3. Nazi state. Nagle się okaże, że niejedno i w tym nie całkiem nie nasze.
  4. Proszę R. o nagrywanie ze mną tiktoków do rodzinnego archiwum. Będę puszczał na dużym telewizorze przy Wigilii. Jest bardzo śmiesznie, wytrzymuję to aktorsko (mostly). Na tiktokach mówię po angielsku na zmianę z polskim (odkąd dowiedziałem się, że pisanie małymi i wielkimi literami na zmianę jest oznaką psychopatii, tym zabawniej łączy mi się języki).
  5. W macu reklama: “made for sharing”. Pamiętam jak w reklamie kończyły się czasy for sharing, bo wszystko było for me. Po prostu było więcej pieniędzy i nikt nie chciał się dzielić. Teraz jest odwrotnie, jest mniej, więc robimy reklamy o dzieleniu. Bo wtedy sprzedamy więcej. Kasyno zawsze zarobi.
  6. Nie ma pieniędzy, bo jest inflacja. Inflacja, to pojęcie – jak widziałem w muzeum – stosuje się także do słońca. Ono “inflates” and eat ziemię. To jest wielka archetypowa historia, że król nie znajdzie swojej gravitas, że coś będzie baśniowo rosło, aż zje cały świat. Ale jakby wyłączyliśmy ją z użycia, bo zbyt ostentacyjnie mówiła o szaleństwie techniki.
  7. Pad Thai. Nuda dobrze urządzonych restauracji z lichym fastfood’owym jedzeniem.
  8. Postać tej drobnej ciemnej kobiety z serialu 1670, ona jedyna nie jest tam obśmiana. To ona stanowi punkt do porównań. Nawet moją córkę, R. podobną przecież do niej jak cholera ta postać drażni. Jedna święta we wsi.
  9. R. przynosi info: kobietom w Afganistanie odmówiono opieki medycznej. Słyszę to w macu, kolorowym, nabitym, w innym świecie. Ale i tu widać coraz wyraźniej, że ludzie z obsługi są przestraszeni i obolali. I przepraszają, przepraszają. Za niedoniesienie kawy, za czas oczekiwania.
  10. Przybywa ludzi na Oxford Street. Czuć rosnącą gorączkę zakupów, widać głównie turystów. Zaczęło się. Idą święta, które tu – inaczej niż u nas, a podobnie jak w Paryżu, po prostu spędza się w sklepach.
  11. Nie Harrods, ale podobny. Na wejściu do domu handlowego sala perfum. Opary aż zwalają z nóg. Próbujemy Toma Forda, dla pariasów. Próbujemy Phlur – unsex, missing father czy może father figure. Perfumy są piękne i gdyby nie cena (a może tam wrócę), kupiłbym je dla E. Zimne, morskie, orzeźwiające. Stań w prawdzie, powinny się nazywać.
  12. Usta kobiet: glonojady, za maseczkami, większość tłusta od szminek. I czyjeś złapane spojrzenie. Z jakiego kraju przyjechałaś divo o ciemnej skórze, w drogim futrze i wyciągających cię ku słońcu jarzeniówek obcasach, o ty, która teraz zjeżdżasz w dół ruchomymi schodami.
  13. R. i jej fascynacja. Pod logo jej ulubionej marki grupka czarnych modelek z czego dwie są łyse, a wszystkie półnagie, przymierza ciuchy. Pierwszy raz widzę ten wzrok, siła obcych kobiet.
  14. Idziemy do urban outfitters, gdzie czujemy się swojsko i bezpiecznie. Jestesmy jednak 20 lat do tyłu.
  15. NewRockiesy – poświęcić tym butom mikro essay. Otóż są to buty symulujące kontrkulturę. Dużo takich rzeczy było, ale te buty symulują symulację. I stają się nową jakością.
  16. Nad ranem w bookingu, w Acton, przy ich podejściu do akustyki, budzą mnie czyjeś spazmy. Myślę przez sen jeszcze: chłopak szykuje się do próby teatralnej. To tragiczna rola. Pod godzinie półsnu łapię, że może to nieszczęście, a pora – między piątą a szóstą wskazuje, że to nie próba, a jeśli już to nie teatralna. Zza ściany ktoś rzuca: go on, kill yourself!
  17. Stoimy w kolejce do National Gallery. Znowu przybór ludzi. Zaglądam do ich komórek: gwiazda Myplace spała ze 100 mężczyznami, Selena Gomez ma piękny pierścionek zaręczynowy. Itd, itp.
  18. Chińczyk, który idzie jak boss. Obok kroczy wysoka blondynka. Dobrana para. Później Litwin w autobusie nocnym mówi, że on jest biały, a ty ciemny, dark skin, do uprzejmego mu kolegi Hindusa. Ale rasizmu nie ma.
  19. W ogóle – odnośnie rasizmu i szanowania osób do określania swojej tożsamości płciowej – tam wszyscy, nawet dyżurni ruchu, mówią: guys. To jest forma męskoosobowa! Jestem rozczarowx.
  20. Zgubić się w Londynie. Ta! Zgubić. Z komórką i trackerami na każdej kamerze. To pierwsze miasto, gdzie samobójca pozwał administrację, za udaremnienie swojej próby śmierci.
  21. Wybierać, zamawiać ludzi. Taka fantazja. Na stylówki, na looki, na fity. Proponuję to uprzejmie R. Od razu wie, o co chodzi.
  22. National Gallery – od razu przypomina się John Berger. Połowa tych obrazów to manifestacje pieniądza i nic tego nie zmieni.
  23. Delikatnie unoszący się palec do faka (Queen Charlotte).
  24. Salvator Rosa – jakim cudem obraz tego człowieka: Merkury… był rozdawany w moim przedszkolu na jego zakończenie? Nie wiem, ale rozpoznaję. Nokturn na zakończenie przedszkola.
  25. W ogóle spora część obrazów jest mi znana. Nie chodzi o to, że sobie kadzę. Nie. Chodzi o to, że historia sztuki nie może być tak mała, żebym ją ogarniał. Może chodzi o to, że w reklamie w której robiłem przerzuca się tego obrazowego gówna tony i tak pojawia się wrażliwość i pamięć. Nie wiem. Ale znam.
  26. Jest też oczywiście van Eyck z Arnolfinimi. Jest ten z czaszką…
  27. Drżenie. Dlaczego akurat te obrazy odniosły taki sukces. Skoro historie w nich opowiedziane zdarzają się codziennie miliardom ludzi. Tak mało jest innych artystów? Gdyby nie to, że skądś trzeba brać te wzory, należałoby te obrazy zniszczyć. Dać ludziom odetchnąć.
  28. Drżenie. Efekt Stendhala. Chłód i pot. R. podobnie. A może i ona jest przytłoczona. Z pozoru ją to wali. Ale przecież presja piękna i siła oporu są razem obecne na jej twarzy. Nie widzieć.
  29. Dużo ziewających osób.
  30. R. kupiła sobie spodnie. Udawane bagi, bo w rozmiarze XL. Chodzi po oxford street, my tu zdies londyńczyki i marudzi, czy w Polsce sprzeda drożej.
  31. R. Co to jest kamień milowy – dopytuję jak ojciec idiota z “Dnia świra”. No od liczenia mil? Odpowiada R.
  32. R. kamień milowy, R. postać ze spirited away, R. postać w mgiełce z perfum i spotify. R. moja córka. Subtelna, rozpięta między siłą a strachem, bez środka, w którym stoi jedynie kamień milowy i odmierza odległości.
  33. Głód na lotnisku. Kilka autobusów nocnych wcześniej, zapach marihuany, ożywieni kokainą ludzie, piątek przed świętami. Przypływ.
  34. W Polsce słońce i obowiązki.Samolot nim dotknie pasa startowego leci nad pasem rzeki. Jest przyjemnie, nieco zimniej i jeszcze tydzień do świąt.
  35. Z powodu całego tego ekologicznego gadania zrezygnowaliśmy zaledwie z torebek plastikowych w sklepach. A przecież prawdziwa rewolucja w konsumpcji jest o krok. Jak zawsze. Wystarczyłoby nałożyć podatki na plastik wielokrotnie przewyższające jego cenę. Wróciłyby faktorie i sklepy na kilogramy. Ale na rewolucję nikt nie jest gotowy.
  36. Migający na facebooku Mount Everest. Ostateczne obnażenie stanu życia A.D. 2024. Kolejki w górę, zamarznięte ciała pod nogami. Nic wielkiego, ale nie można się rozejść.
  37. Gdy myślę o wyjeździe do Anglii, czuję, że go zjebałem. Bo koleżanka chwilę później postowała po mnie o wizycie w muzeum designu i lalkach Tima Burtona, gdy ja i R. ziewaliśmy w National Gallery. A podobna była tam też Barbie.
  38. Disco jako defibrylator.
  39. Gdy się wyspać jest tak, jakby rzeczywiście mieć sojusznika po swojej stronie.
  40. Zacząłem znowu czytać Johna Louisa Bergera. Lubię jego rozbieganą frazę, wrażliwość, która nie boi się szerokich syntez, ale przede wszystkim lubię, a może kocham, a może podziwiam, admiruję, chcę być taki sam – żarliwość uczuć i czystość stanowisk. I zarazem delikatność. Krytyk sztuki, którym chciałbym być i zostało mi już coraz mniej czasu, a nawet w ogóle nie uprawiam tej dziedziny twórczości.
  41. W pracy wiele rzeczy tabelkujemy, procesujemy w programach projektowych. Myślę w kontrze o wychowaniu dziecka. Ze swoimi załamaniami, przyspieszeniami, o swoistej tektonice tego procesu. Ten kto nie ma dzieci, nie pojmie głębokiej natury każdego procesu. Nie, że go nie wykona, ale nie dotknie go w tej głębi poruszającej jak igła serce.
  42. Od powrotu z Londynu spojrzenie na Warszawę jako ghost town. W porównaniu z tamtymi ulicami jest tu pusto. A tam znowu było mniej ludzi niż w Paryżu. Mazowiecka, Poznańska, Tarasy – ghost town. Wymarłe miasto. Chlubimy się jego wzrostem i słusznie, ale Johnses wciąż są dalej i dalej.
  43. E. która mówi o swojej pracy, ale nie chce słuchać o moim pisaniu. Stanowczo jej się przeciwstawiam. Ja chcę dawać, ty chcesz dawać, to jest ok. Ale gdy ja chcę dawać, a ty nie chcesz dawać (ucha), ja też nie chcę dawać swojego.
  44. I w ogóle – regres do stanu okopu, żalu, urazu i dzieciństwa. Potem medytacja i ogromny smutek.
  45. Umówiłem się z trzema osobami. Z jedną na rozmowę zawodową, z drugą na kawę (liczyłem na to), z trzecią na wspólną wizytę na imprezie. Dzień wcześniej umówiłem się z jeszcze jedną osobą, zawodowo, w sprawie side businessu. Wszystkie odmówiły, zaspały, nabyły chorych matek. Czy to jest ta niewidzialność kobiety po 50tce?
  46. Sen: B. przylatuje awionetką pod blok, sam go do tego namawiam, bo jest umówiony z dentystą. Idziemy, mijamy ludzi w poczekalni, obydwaj mamy do zrobienia zastrzyk do zębów. Siadam pierwszy, jestem od niego starszy.
  47. Sen: szeroka i pusta ulica, może typ Supraśli, u jej końca sklep typu market. Można wejść, nie ma w nim kasjerek i wszystko brać i jeść. I jem. Głównie słodycze. Gdy wraca kasjerka nie dopatruje się braków, ale coś mnie gniecie – że warto zapłacić. Już we śnie mam przekonanie, że za błędy w życiu, za łatwe wybory, za podbieranie słodyczy się płaci. I chcę płacić. Amor fati. Dolce amor fati.
  48. Niechęć do wykorzystywania czasu do krańca, prokrastynacja, lenistwo – skryta depresja, lęk przed konfrontacją ze sobą, oślepienie możliwościami ostatecznie. W tym wszystkim świeci się – jak złowrogi pierścień z Władcy pierścieni – komórka… Wyłącza, zamienia, odsuwa od podstawowego wezwania. Poznaj samego siebie.
  49. Kiedy jestem w spokoju sam ze sobą, kłótnie stają się pożądaną przygodą, przyprawą, która zaciekawia i pyta o ziemie z których pochodzą.
  50. Moje pointy są za szybkie. Są jak kule, które wystrzeliwuję do wrogiego życia.
  51. Centrum Nauki Kopernik z trzecią córką. O! Dali mikroskop. Na parterze jest stoisko z mikroskopem i różne zwierzęce skóry do podłożenia pod jego szkło. To takie to ja miałem w czwartej klasie podstawówki.
  52. Jak okiem sięgnąć brak nauczyciela, który chciałby o tym opowiedzieć.
  53. U. pyta humanoidalną figurę Kopernika w czapce świątecznej, niepomna kim był, kim jest, zafascynowana samym ludzkim kształtem postaci, która przecież nie żyje.
    – Czy ma dom?
    – Czy masz pracę?
    – Czy lubisz tańczyć?
    – Czy lubisz śpiewać?
    Ta kolejność pytań. Pierwsze dwa, bo człowiek, bo dorosły. Drugie dwa, bo wyszła z wigilii dla grupy tańczących dzieci. Kopernik ją strofuje, jest renesansowym astronomem, więc nie tańczy. Mówi też, że nie jest człowiekiem, więc nie ma domu. Wspaniałe definicje i wykluczenia z tego wychodzą. U. wraca do niego raz po raz.
  54. Taka komora w której światło tak oświetla przedmioty i ludzi w środku, że wszystko jest czarno-białe. Mój umysł w chwilach szaleństwa.
  55. Całe pierwsze piętro tego Centrum Kopernik – ogromna ilość różnorodnie, wydawałoby się niemal nie-tematycznie zebranych urządzeń, przyrządów, unaocznień – wszystko przypomina ostatecznie – dla laików przecież absolutnych – ogród. I tu metafora ogrodu, jakże wielka, ogrodu ogrodzonego murem, wydzielonego, zawsze obcego z punktu widzenia barbarzyńców. Ogród z “Tajemniczego ogrodu”, ogród z “Locus Solus”, ogród koncentracyjny. Zarazem ogród może być swój, mój, przedłużenie duszy. Labirynt, gdzie wiją się jej smugi.
  56. Patrzę na te przyrządy i myślę o polskiej sztuce. Każdy jeden z nich to coś, do mogłoby od razu zostać przeniesione na zasadzie appropriation art czy ready made do obszaru sztuki. Nawet przez najzwyklejszą fascynację siła twórczą, lux eaternitas, które tu jest fizyką, tam kultem cargo z dorobioną filozofią czy chujem na patyku.
  57. Kult cargo – w sumie to idzie od Duchampa ale i od Neue Sachlichkeit, od Becherów, od minimalizmu i futuryzmu. Sztuka poczuła się zazdrosna o technikę i ją po prostu napadła i ograbiła, ale nie umie z niej, co za szkoda, korzystać.
  58. Stroboskop, patrzymy jak zaczarowani. Pod koniec tygodnia U. z nerwów zaczyna mrugać oczyma, przypomina mi się to gapienie w stroboskop.
  59. Pole mgłowe, ekran dla cząstek. Są i cząstki alfa, to te duże z radonu, całe łańcuchy górskie. Są cząstki masywne, czasem walą w to protony. Białe smugi, jak krople deszczu na szybie. Tyle się dzieje. To tak jak z ludźmi. Wydaje nam się, że ustaliliśmy zakres i definicję projektu: małżeństwo, życie, a jednak strzyka, a jednak – jeśli nie zobaczymy, że to zaledwie ramka, ekran mgłowy do tego, co się wyświetla w środku, te cząstki przejmą życie.
  60. Wyjmujemy i wkładamy części ciała do medycznego manekina. U. jeszcze myli, i dobrze, i żeby w życiu tak miała – płuca z sercem.
  61. W Centrum dwie trzecie osób to Ukraińcy.
  62. Bawimy się też w niepełnosprawne dziecko. U. idzie całkiem dobrze na wózku.
  63. Na łożu Fakira da się wytrzymać. Niektóre spotkania zawodowe są gorsze, tylko człowiek zestresowany nie czuje.
  64. Jeszcze tylko wigilia i koniec, już wkrótce zeszłego! roku.

Wojciech Albiński

Pisarz, autor zbioru opowiadań „Przekąski – Zakąski”, książki „Jak czuć się dobrze, gdy cię wywalą (bo że to się stanie, to pewne)” i tomu poezji „Oświęcimki” (wyd. Nisza), pracuje w komunikacji.

Aktualności

Wojciech Albiński

Pisarz, autor zbioru opowiadań „Przekąski – Zakąski”, książki „Jak czuć się dobrze, gdy cię wywalą (bo że to się stanie, to pewne)” i tomu poezji „Oświęcimki” (wyd. Nisza), pracuje w komunikacji.

Polecamy

Rozmowa z Bogusławem Lustykiem

To nie jest klasyczny wywiad biograficzny, choć biografia pojawia się jako nieunikniony kontekst. Jest raczej rozmową o potrzebie malowania, o wewnętrznym napięciu, o rytmie jako sile organizującej zarówno obraz, jak i życie.

Art Dubai 2025

Agata Mocarska

Share This