- Kair. Ale mam niechęć do robienia tu zdjęć. Miasto jest tak inne od naszych, tak egzotyczne, że powinienem nie rozstawać się z aparatem, nie wyłączać komórki. A jednak nie. To ochrona. Patrzyłbym tylko na wszystko komponując kadry, łapał okazje, sprowadziłbym się do łowcy. A to już porywa.
- Ojca zegarek. Poruszam się z nim po świecie, bo mogę, bo tata umarł. Zegarek worldmaster. Oni wszyscy mieli coś z word. Dziadek miał worldmastera Atlantica, zegarek ojca jest worldmasterem firmy Orient. Mam obydwa. I co widzę, że Egipcjanie mają zegarki jeszcze większe, jeszcze bardziej błyszczące niż ten mojego ojca, jeszcze bardziej world.
- Można by napisać: mają zegarki takie, jakby cebulę znaleźli błyszczącą od razu bez skórki na polu pod Łowiczem, tam są dobre ziemie. Ale ja nie chcę się śmiać z nikogo. Także z siebie.
- Nie można na piramidy w Gizie od jakiegoś czasu wejść, ale… zawsze można je obejść.
- Mój kolega z reklamy (jeśli czyta, niech wie, że go pozdrawiam) – przytoczył kiedyś historię Czyngis Hana, który gdy zobaczył chiński mur i uznał, że go nie przeskoczy, postanowił go objechać. Kolega był pijany, gdy to mówił, to w ogóle lekarstwo pijanych, wytrzymać w nałogu, obejść mur, bo może na końcu jest jakieś otrzeźwienie.
- Zabawne, że tu przy tych piramidach, nawet jeśli wziąć pod uwagę turystów i camele, czuje się, że to cmentarz.
- Chociażby ta salka z sarkofagiem w ostatniej wielkiej piramidzie, przypomina kokon, jest mała i jest w niej duszno. To groby, kochani, to groby.
- Wejście do każdej z piramid, podługowata szrama w ciele, murze piramidy. Kształt cipki. Wejście delikatnie, dwa palce, wszyscy to znamy. Trudno tak nie myśleć. W środku rodzi się życie, rodzi się też śmierć. Egipska księga umarłych nazywa się też księgą wychodzenia za dnia.
- Spojrzenie za siebie jest jak spojrzenie na kaźń.
- Gdy patrzy się na te piramidy czuć jedno. Ci co kazali je budować, nie tylko mieli plan na wieczność, ale też budowali formy architektoniczne, które stały się formami geologicznymi. Każdy z głazów zaś był człowiekiem, który symbolicznie jako kamień mieszkał w mieście Khafu, Masoura i innych. Zbudowali miasta duchów.
- I zmartwychwstali. Wystarczy zajrzeć w głąb tego czy innego grobowca, by zobaczyć, że wyszli, żyją wiecznie. Nie przetrwa to nowoczesne muzeum za kilka miliardów dolarów budowane obok, a oni przetrwają.
- Kolejny dzień w piramidach, twarze ludzi sprzątających końskie i wielbłądzie placki, twarze posługaczy. Uprzejme, nieobecne. Wiedza, co tu się naprawdę dzieje, nie jest dla nas, ale nie jest też dla nich, nie w tej chwili.
- Przed Sfinksem stoją ludzie, jakby przy potoku czasu; robią sobie zdjęcia, które przecież gdzieś utkną w cyfrowych zaświatach, stając się w trybie instant kolejnymi sfinksami. Jest nas już miliardy w kamiennym mieście cmentarzu.
- Legenda, która podniecała mnie w podstawówce w sprawie piramid. Jeśli wrzucić do modelu piramidy nieostry przedmiot, po kilku dniach stanie się ostry. Żyletka.

- Coś o systemie rodzinnym. Gy dnie ma R., mojej środkowej córki, od dwóch pozostałych i żony trudno mi się oddalić. Powinno powstać planetarium, gdzie zamiast gwiazd wyświetlało by się konstelacje rodzinne.
- Kawka i papierosek marki Cleopatra, kupiony na sztuki. Na górze kawiarni. Ja lubię na górze, z widokiem na sfinksa. Twarzą w twarz. Miliony ludzi są po mojej stronie.
- Na facebooku urodziny, kolega z przeszłości ma dwie pasje: zbiorowy sex i coś jeszcze, czego nie mogę podać, bo go zidentyfikujemy. Jak się zestarzeje? I czy mam mu czego zazdrościć?
- Nic przecież nie robię, tylko staram się przygotować do tego egzaminu, ale czy on nie jest bardziej zdolnym uczniem?
- Idea mastaby – cytat prawie jak z wikipedii; skoro nie da się ukryć wejścia do grobowca i uchronić go w ten sposób przed plądrowaniem, zróbmy tak, aby utrudnić tę kradzież wystawiając fałszywe wejście na oczy wszystkich, wtedy kradzież zwróci uwagę. Cóż. Oszukujemy się na kilka możliwych sposobów przez tysiące lat, w różnych okolicznościach i potrzebach: małżeństw, majątku, zdrowia, siły. Znajomość sposobów oszustw pomaga wedrzeć się do grobowca. Skoro i tak nie żyjecie.
- Dlaczego wyglądam jak Egipcjanin? Bo obcięty jestem przez Egipcjanina.
- Wyjście z busa prosto w śmieci – wprost na kupę odpadków, a może dom bezdomnego? Trzeba sobie mówić: wzrok biedaka nie istnieje, a jeśli grunt jest miękki, stopa musi być twarda.
- Zieleń – gdzieś między autostradą i rozlewającym się Kairem, zieleń pól. Ach, więc tak tu mieliście, o tym jest Egipt. O tych komiksach, gdzie starożytność była opowiadana oprócz żółci piaskowców, żrącą niemożliwą zielenią trawy. Teraz was rozumiem.
- Dlaczego upadło stare państwo? Bo faraonowie oddali władzę wezyrom. Dlaczego upadło nowe państwo, bo faraon zlikwidował inne pośrednictwa z bogami niż on sam. Za dużo, za mało. La Bruyere pisze, że wszelka równowaga od boga pochodzi.
- Za falafela sześćdziesiąt groszy, za sok złoty osiemdziesiąt. Za drugie śniadanie dwa czterdzieści. Tanio. Dlatego lubię tu przyjeżdżać, nałykalem się tej taniości tego za młodu, w Moskwie, w Kijowie, z tego nie można zrezygnować. Z poczucia się jak król.
- Chusteczki – międzynarodowy symbol żebrania. Kup, kup ode mnie chusteczki. Są jeszcze poboczne: sznurówki, zapałki, ale wszystkie istnieją tylko dlatego, że można sprzedawać chusteczki.
- Dzieło sztuki Pawła Althamera: przeniesiona do galerii suszarka z rozwiniętymi na niej sznurówkami, które wcześniej sprzedawała jakaś babinka na dworcu. Dzieło nazwał tęcza. Dlaczego nie dodał, że tęcza biedy?

- Wchodze do tych kościołów, meczetów, do synagog, zadzieram głowę w górę, patrzę w okna i ciemniejsze kąty i pozostaję głuchy i oniemiały. Ja już boga nie zobaczę.
- Hałas, ilość ludzi, jakby zostać połkniętym i trawionym, powoli, powoli do zupełnego zmęczenia.
- Nowe Państwo, Stare Państwo, Koptowie, Arabowie, Naser – ileś wersji Egiptu. A Polski tylko dwie w dodatku połączone ze sobą w tańcu, gdzie jedna z Polsk trzyma drugą za gardło i druga jeszcze nie umarła. Polska szlachecko-inteligencka z hamską-ludową-demokratyczną.
E. – obserwowanie swojej żony, kiedy czuje się ze mną swobodniej. Zaskoczenie, niedowierzanie, skrępowanie. Ile to uczuć. Jak z bajki, o każdej jednej kobiecie, księżniczce, czarownicy, co sobie wymarzysz.
- W plecaku noszę skarpety. Specjalnie, aby zakładać je do meczetów.
- Na starej ulicy chiński dygnitarz. Najpierw idzie dwóch czujnych bodyguardów z Egiptu, są wysocy i napakowani, potem jest chiński mur dwóch mniejszych bodyguardów z Chin, potem idzie żona dygnitarza z aparatem, w końcu on. Strzeżony optymizm, a de facto alabastrowa głowa bez mimiki, blada, jakby sztucznie podtrzymywano w niej krążenie lekami. Który to krąg partii i co ten człowiek załatwiał w kraju nad Nilem? Bardzo ważne sprawy, które musiały się udać, skoro poszedł na wycieczkę, pomiędzy ludzi.
- Dziś dzień ciemny. Wczoraj dzień jasny. Dni jasne przykrywają dni ciemne. Dni ciemne, jeśli dobrze się sobą zająć, robią miejsce dniom jasnym. To wszystko o poczuciu własnej wartości, o tym, czy się cierpi, czy cierpienie ma sens, czy opłaca się żyć. Dzisiaj nie, ale wczoraj, wczoraj się opłacało.
- Unesco – ta tabliczka na co drugim budynku. Co z tego, jak wszystkie w ruinie.
- Ciapaci. A jednak przystojni, a one piękne. Jak bardzo się trzeba bać, by sobie tego piękna odmawiać.
- Owszem jest inflacja i może przestali tak szybko tyć, ale hasłem tego kraju podobnie jak i Polski jest panierka.
- Skoro nie widać mimiki na twarzach zakrytych hijabami na placach zabaw, dzieci z matkami muszą poznawać się po samym ruchu i rytmie tych ciał.
- Melodia to zawsze było dużo.
- Nowa piękna rasa ludzi – azjaci, europejczycy, arabowie – ktoś już ją klasyfikował. To te dziewczyny z plaż Brazylii, wszystkie rasy razem, teraz na całym świecie, nowe piękne, gotowe na nowe prawdy.
- Miłość do miast. Jedni mają Londyn, Paryż, Barceolonę, Lizbonę. Dla mnie to będzie Kair. Nie przez biedę, nie przez bułkę za 70 groszy wypchaną sytym nadzieniem przy dworcu. To przez hałas, obcość, przez cichą obcość w hałasie. Moja dusza jest bliżej świata, moja dusza widzi w ciemnościach. Skrajność, imam zapraszający do świata, który dla nikogo, nawet nich, nie jest światem znanym.
- Dwóch chłopców, dwa koce, środek skrzyżowania i sen o 9 rano. Wtuleni w siebie przypominają ułożeniem ciał serce.
- Jak dawać jałmużnę. Nigdy tego nie umialem i jest to wyznanie wstydliwe. Co jakiś czas coś schodzi z konta, co jakiś czas coś ustawiam, coś przelewam, pokazuję córce, ale zawsze jałmużna czy biedni, którzy ją dostają – są jak Shylock wycinający mi kawałek ciała. Że jestem dłużny. Ale się uczę. Jeśli już dawać to jednej osobie i dużo. Choćby miała wydać to na opium, czy co oni tu palą, aby uśmierzyć ból. Bez poczucia, że muszę widzieć, pamiętać, wiedzieć.
- Mail z ministerstwa na komórce: stworzono specjalne szkolenia dla kuratorów i nauczycieli, jak chronić młodzież przed samobójstwami.
- Dlaczego nie chcecie wziąć tego tuk tuka, który nie ma podartej kanapy, tylko tego tuk tuka, który ma ja całą? Dlaczego w ogóle chcecie jeździć tuk tukami, dlaczego nie chcecie uberem? Pyta i poszturchuje mnie tymi pytaniami dwadzieścia osób, za jednym samcem alfa przychodzi kolejny, coraz większy i pyta. Bo stary tuk tuk to fan, mówię wprost i córka chciała. Robi się nieprzyjemnie, uciekamy tuk tukiem.
- A wysiadamy znowu w śmieci, w wiedźmę ple-ple. Ta ilość śmieci, wszystko obecnie na świecie jest jak poplamione ropą. Już nie trzeba znać historii surowców, żeby przejrzeć na oczy, że coś tu steruje tym wszystkim, jakaś choroba ziemi, wybroczyna, której małe ludzkie bakterie pozwoliły bardziej wypłynąć na powierzchnię.
- Biegunka, a jednak.
- Bankierzy w Polsce. Wyrażać pogardę wprost, a kryć się za ironią. Ironia jest kurtuazją wobec tych najeźdźców, wybija zęby, ale dopuszcza na salony. Ludzie wybierają ironię, aby nie bać się własnej siły.
- Na widok kontenerów w Aleksandrii myśl o standaryzacji. Dzięki niej to, co przetworzone przez człowieka, staje się w jego postrzeganiu naturalne. Kontenery i papier, i miliony innych rzeczy – mimo, że przetworzone z metalu i drewna ludzką ręką, stały się tym samym co kamienie i gałęzie. Zasobami. Brakuje kontenerów, wykopcie je spod ziemi, uzbierajcie, nie wiem, cokolwiek, mówi lud.
- Otumaniony dobrobytem lud, który jak Maria Antonia, przestał rozumieć, skąd się biorą bułki.
- Jakiś swój nieprzeżyty, alternatywny życiorys. Widzę siebie, jak 20 lat temu zakładam sklep internetowy z artykułami z Egiptu. Wszystko to było bardzo możliwe, ale wybrałem akademię i szlifowanie innych bruków. Owszem, te drzwi były otwarte, był przeciąg, czułem chłodny wiatr, ale wybrałem co innego.
- Śmiecie. Być może dlatego buduje się tu domy nieustannie w górę i nie kończy ich dachami, bo gdy zasypuje parter śmieciami, trzeba przenieść się na piętro. Czy nie tak wygląda pochód ludzkości do nieba?
- Puste mieszkania, puste osiedla poza Kairem. Jak to jest – a widziałem samotne światła – mieszkać obok trzydziestu pustych mieszkań. Jakie duchy wtedy się Tobą opiekują?
- Światła samochodów na nocnej autostradzie. Jest noc, my bądźmy światłem. Migającym jak sondy kosmiczne, postaciami, które spadły na tę obcą planetę.
- Głodne dzieci. Zimna pizza. Dworzec w Aleksandrii. Pochmurne niebo.
- Zwyczaj moich dzieci – zostawiać pszeniczne brzeżki pizzy. Te końcówki i ostatnią pizzę dojadają dzieci z dworca. Cieszą się, pokazują okejki, krzyczą. Chcę to tylko zapisać.
- Napisać o wierszach Kawafisa jak o alkoholu.
- Targuję sie o 4,5 grosza do 45 groszy w tramwaju. Poeta nie odpuszcza.
- Śpiew. Głęboki, przeszywający. W kiblu, w zlewie kelner myje nogi do modlitwy.
- Starożytny mur, arkady, już w połowie wypełnione ziemią, do wysokości na której zaczyna się schodzenie muru ku sobie, zaczyna się łuk. Na ziemi pod tym łukiem zawiniątko bezdomnego. Zostało jeszcze pięćset może sześćset lat, gdy miejsce zniknie pod ziemią miasta.
- Krysia prosi, abym napisał, że w meczecie się odpoczywa bardziej niż w parku.
- Gdy przylatuje się gdzieś samolotem (luksus) nie ma się świadomości granic. A te stają się coraz okrutniejsze.
- Historia z 1 euro jest taka. Wychodzimy z kantoru, gdzieś w kieszeni telepie mi się moneta, euro. Daję ją żebraczce, która akurat wyciąga rękę. W przeliczeniu to 50 funtów, skromny obiad. Wchodzę do taksówki, otwieram szybę i natychmiast wraca jej ręka. Oddaje mi euro. Odbieram monetę i w zamian daję jej 1 funta, bo tyle akurat mam. W przeliczeniu kęs kanapki. Żebraczka dziękuje.
- Japonki fotografujące się w różnych częściach świata, tym razem w alabastrowym meczecie, są coraz brzydsze, starsze, bez wdzięku, który zostawiły w różnych częściach świata. Jak i ja.
- Plastikowe kwiaty rozsypane wokół pary młodej w turystycznym miejscu.
- W muzeum egipskiej policji pistolety zamachowców. Tym strzelano do Nassera, tym do Alserstaka, do Lorda Moyne i kilku innych. Jakby instrukcja, fetysz, wskazówka.