Ukazuje się od 1946 w Krakowie, a następnie w Warszawie jako PRZEGLĄD ARTYSTYCZNY, od 1974 SZTUKA, Rok (58) XXX | Wydanie internetowe Rok (5) SZTUKA 2024
Głód. Obrazy Marcina Kędzierskiego, Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, 17 listopada 2021 – 23 stycznia 2022
Obrazy Marcina Kędzierskiego konfrontują widza z rzeczywistością. Oznacza to, że – chcąc nie chcąc – osoba oglądająca zadaje sobie pytanie „co widzę?”. Tym samym odkrywa, że obraz nie jest jedynie artefaktem, płótnem, deską, czy tekturą pokrytą barwami. Obraz jest także czymś, co powstaje w umyśle patrzącego na rzeczywistość, jednak gdy widz styka się z dziełem artysty, to ma do czynienia z działaniem intencjonalnym. Twórca świadomie kreuje w swych dziełach to, co widzowie mają zobaczyć. I nie chodzi jedynie o „powierzchniową”, czysto wizualną warstwę dzieła. Oglądany obraz budzi reakcje. Czasami emocjonalne, czasami intelektualne… i trudno powiedzieć jaka jest kolejność ich powstawania we wnętrzu odbiorcy oraz na ile są one zgodne z intencjami twórcy.
Marcin Kędzierski jest nie tylko malarzem płodnym, lecz także niebanalnym, który wykorzystując swoje techniczne umiejętności, poddaje otaczającą nas rzeczywistość analizie. Na wiele sposobów. Wyraźnie widać, że uwielbia on prezentować swoją wyborną technikę malarską. Przykładem niech będą autobusy, zwłaszcza te stare zwane „ogórkami”. Ich obłe kształty dają artyście nieprawdopodobnie wiele możliwości kształtowania trójwymiarowej przestrzeni na płaszczyźnie obrazu. Nie tylko dzięki rozmaitym ich ustawieniom czy efektownym graniem odbiciami i refleksami na lakierze (najczęściej w pekaesowskiej niebieskości, ale zdarzają się także miejskie czerwienie), lecz także dzięki zestawieniom z tłami, na których są umieszczane. Zdarzają się puste płaskie przestrzenie nieba, zdarzają się również interesujące pejzaże. Lecz są one jedynie dodatkiem do bryły pojazdu; czasami tak zagęszczone, że nie mamy wątpliwości, że są one jedynie pretekstem do malarskiej gry. To jest temat (a raczej obraz!), który nie pozostawi obojętnym nikogo o chociażby podstawowej wrażliwości estetycznej.
Innym tematem są współczesne amazonki. Suną po ulicach, na rowerach, skuterach czy rolkach i zachwycają oczy zwiewnością swych młodych ciał oraz letnich sukienek. Kędzierski nie szafuje detalem, wystarcza mu zgrabne rozmieszczanie ciemniejszych i jaśniejszych tonów, które wspaniale ukazują nam malowane postacie. Równie szkicowo, a zarazem starannie, konstruuje „anatomię stroju”. Ciała ukazane w ruchu – bądź przeciwnie, zastygłe w ulotnej chwili spoczynku, lecz wciąż pełne dynamizmu i ekspresji – są wspaniałym pretekstem ukazania wizji miejskiej pasji życia.
Nieprzypadkowo padło słowo „miejska” – bowiem miasto jest naturalną przestrzenią twórczości artysty. Pisząc o twórczości Kędzierskiego Magdalena Durda-Dmitruk zauważyła, że
w przeciwieństwie do utartego sposobu postrzegania osiedli, jako ponurych, smutnych, pulsujących narastającą przemocą i przestępczością miejsc zamieszkiwanych przez anonimową społeczność, twórczość Kędzierskiego zdradza zachwyt i pokazuje uroki »szpetnego« molocha…
Zachwyt – dodajmy – który podziela wielu, ale niekoniecznie się do tego przyznaje.
Sam malarz kreował swoje „miejskie” wizje na rozmaite sposoby. W cyklu Miejsce zamieszkania wizje bloków prezentuje za pomocą silnych płaskich plam, budowanych za pomocą mocno kontrastujących ze sobą barw. Sięgnął po uproszczenia formy, ponieważ była ona najlepszym sposobem ukazania odczłowieczonych pomieszczeń, które są jedynie narzędziami (nawet niekoniecznie maszynami) do mieszkania. Bloki to nie termitiera czy skomplikowane urządzenia, to proste witrynki i meblościanki, dalekie od romantycznych wizji nowoczesnych osiedli. A mieszkańcy niczym nie różnią się od kryształów i durnostojek poupychanych bez ładu i większego sensu.
Obecnie przestrzeń miejska jest traktowana z większą pieczołowitością, miasto nie jest już jedynie „miejscem zamieszkania”, jest przestrzenią w której żyjemy, dzięki czemu jej detale są mniej uproszczone i stają się nie tylko widoczne, lecz także przyjemne dla oka. Natomiast miejskie ulice zaludniają postacie, z którymi widzowi łatwo się utożsamić, a zarazem w pewien sposób odpowiadające pewnym typom ikonograficznym, od stuleci zasiedlającym płótna. Amazonki, śmigające na rowerach, zakochane pary siedzące w parkach i na bulwarach, muzykanci uliczni, pracujący i modlący się. Współczesny sztafaż, ale tematy niemalże odwieczne.
Miasto – miejsce życia i zamieszkania. Nie na darmo Marcin Kędzierski jest współtwórcą Grupy Miejskiej, która – jak wskazują sami jej uczestnicy:
zajmuje się komentowaniem miejskiej rzeczywistości. Pierwotnie celem tej akcji było dotarcie do szerokiego grona odbiorców, a konkretnie do zwykłego mieszkańca miejskiej aglomeracji w jego naturalnym środowisku za pomocą ulotek i plakatów zawierających autorski komentarz dotyczący życia w mieście. Utwory te inspirowane miejskim krajobrazem oraz bezpośrednią obserwacją miejskiej rzeczywistości, po autorskiej obróbce wracały do niej z pominięciem tradycyjnych form prezentacji tj. galerie, wydawnictwa, media publiczne. Tym sposobem zarówno inspiracja, jak i projekcje artystyczne odbywały się w naturalnym środowisku największej galerii świata- przestrzeni publicznej.
Jednak nie tylko przestrzeń miejska jest obszarem malarskich eksploracji artysty. W roku 2020 mieliśmy okazję zobaczyć wyniki jego konfrontacji z mitem Smoleńska. Z punktu widzenia malarskich dokonań nie ma najmniejszego znaczenia, jaka jest opinia twórcy na temat wydarzeń, redukcja tej pracy jedynie wymiaru politycznej manifestacji byłaby jej zubożeniem i kompletnym niezrozumieniem jej celów. Chociaż oczywiście nie można pominąć faktu, że katastrofę smoleńską uważa on za zamach. Lecz niezależnie od tego czy uważamy tę opinię za uzasadnioną, czy za szaleństwo, warto zwrócić uwagę, że zaowocowała ona sposobem malowania odmiennym od głównego nurtu jego dokonań. Sposobem o wiele bardziej uproszczonym, ale za to o wiele mocniej przepełnionym ekspresją niż większość obrazów. Szczególne wrażenie robi obraz Żałoba, której większość powierzchni stanowi swoisty kobierzec zniczy i blasku płomieni świec. Jest to przestrzeń bardzo zagęszczona, a jednocześnie nadająca niepokojący charakter. Z kolorową, rozedrganą płaszczyzną kontrastuje ciemna przestrzeń najdalszego planu, na tle której kształtują się zarysy postaci i wyłaniające się z ciemności twarze, oświetlone poświatą świec, co powoduje, że niejako zlewają się z nimi, stanowiąc jedność żałoby i pamięci. Obraz w sposób jednoznaczny kojarzy się z atmosferą cmentarzy w wieczór dnia Wszystkich Świętych, co zresztą wskazuje sam malarz:
…skojarzenia, które rozgrywają się na linii duszy i intelektu są dla nas niedostępne. Dywan z tych lampek i ta atmosfera takiej pokory, ciszy, szacunku, kojarzy się od razu z atmosferą dnia Wszystkich Świętych. Te jasne światła to symbol nadziei, że śmierć nie jest końcem. Że nie czeka nas tylko ciemna przepaść.
Dopiero gdy uświadomimy sobie te wszystkie wymiary twórczości Marcina Kędzierskiego, możemy w pełni zrozumieć wystawę jego obrazów w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej i jej – niezrozumiały na pierwszy rzut oka – tytuł, czyli Głód.
Od 2014 roku postrzeganie rzeczywistości tego malarza zdecydowanie się poszerza, to już nie tylko prezentacja blokowisk i miejskich ulic, to coś więcej niż tylko mierzenia się z codziennym życiem oraz narodowymi mitami. W trakcie swoich wędrówek po Polsce Marcin Kędzierski zetknął się z pięknem wizualnym i duchowym sanktuariów, a skutkiem tego dodał do swej twórczości kolejny, duchowy i religijny wymiar. Zainicjował (któreż to z kolei?) artystyczno-internetowo-wirtualne przedsięwzięcie, czyli Bractwo św. Franciszka. Śledząc internetowy blog, możemy poznawać drogi artystycznej pracy członków bractwa, zaś wystawa jest swoistym ich podsumowaniem. Jak piszą organizatorzy:
Obrazy Marcina Kędzierskiego są malarskim zapisem obserwacji miasta i świata, utrwalaniem chwil ulotnych, wydarzeń, sytuacji i ludzi, codzienności. Dany moment jest osadzony w konkretnym czasie i miejscu. Wystawa jest autorską narracją czasów obecnych i stanowi swoisty dziennik, gdyż obrazom towarzyszą teksty, które współtworzą ekspozycję. Autorami tekstów są Tomasz Titkow, Joanna Jaczewska-Sharma oraz malarz – Marcin Kędzierski.
Zaś tytuł wystawy tłumaczą słowa samego malarza:
Po latach nudnego racjonalizmu, pretensjonalnej bylejakości i obowiązkowej zabawy, czuję w moim życiu głód. Głód pokornej wiary.
Na ten głód artyści odpowiadają swoja pracą, włączając się w wielopokoleniową próbę ukazywania doświadczeń religijnych nie poprzez realizację przedsięwzięć sakralnych, lecz poprzez swoistą „kronikę duchowości” codziennej. Różne były preteksty budowania tej kroniki, czasami artystów zachwycało piękno folkloru. Wszak widzieli „kościółkowe” szaty, czyli najpiękniejsze, najbarwniejsze, najbardziej odświętne. Do ich imaginacji przemawiały kościelne sztandary i banderie, płomyki świec czy wreszcie rozmach religijnych celebracji. Lecz nie tylko one, do emocji przemawiały również postacie modlących się kobiet czy mnichów, wreszcie sięgano po sceny historyczne, prezentacje biblijne, religijne czy zwykłe sceny z dziejów ludzkości. Ale jest w tych dziełach, rozsianych po dziewiętnastym i dwudziestym stuleciu, pewien ważny wspólny motyw, przedstawiają one doświadczenie religijne. Niewątpliwym dziedzicem tego prądu sztuki nie tyle religijnej, co religię przedstawiającej jest Marcin Kędzierski i jego malarstwo. Ukazane w szeregu małoformatowych płócien rozwieszonych na ścianach Muzeum Archidiecezjalnego w Warszawie. Warto jednak mieć w świadomości te obrazy, które na wystawie (z różnych powodów) się nie znalazły.
Takim jest Brzeska 12 – miejsce z obrazu jest doskonale mi znane, mieszkam obok, często przechodzę, wiem co to za cienie kryją się w bramie i wiem dlaczego w Polsce trzeba było wznosić kapliczki po podwórkach, a nie jak normalnie, na skrzyżowaniach ulic. Takie były czasy…
Obecnie czasy są takie, że z miejsca codziennego kultu coraz częściej czynimy ciekawostkę turystyczną, etnograficzną. W Internecie i przewodnikach padają dziwne słowa i zwroty: „Maryjka” – czyli figura Matki Boga, sam Zbawiciel staje się w tym slangu „Jezuskiem”, „praskie kapliczki” – czyli kapliczki usytuowane na podwórkach (co niektórzy autorzy ze zdumieniem konstatują, że „praskie kapliczki” stawiano także w innych dzielnicach), „zabytki dawnej pobożności” – jakby autorzy tych słów nie zauważali, ze wciąż są ludzie, którzy dbają o te miejsca kultu, stawiają świeczki i kwiaty, piorą obrusiki oraz stają przed nimi i modlą się.
Kędzierski z pozornie banalnego obrazka prezentującego scenkę miejską konstruuje chwilę swoistej epifanii. Nastój szaro-niebiesko-czarnej tajemnicy nadany całemu obrazowi doskonale współgra z rozrywającymi go kolorami kwiatów i światła świec… Nastrój doskonale odpowiada toposowi świętego miejsca, pełnego tajemniczości i odwołującego się do Tajemnicy…
Podobne odniesienie do rzeczywistości przekraczającej fizyczną realność odnajdujemy w obrazie Między niebem, a ziemią. W owym „pomiędzy” znajduje się postać (kobiety? dziewczyny?, a może mężczyzny) trzymająca w rękach światło. Odpowiada ono blaskom, zarówno z lewej, jak i prawej strony obrazu, być może tak samo jak widz nie ma ona pewności gdzie znajduje się owa ziemia, a gdzie jest niebo. Będąc widzialną granicą obrazuje niepewności wyboru.
Na wystawie widzimy obraz Modlitwa – powstały w 2018 roku. Widok z góry na zacienioną przestrzeń nawy, na ludzi skupionych, na zastygłych w modlitwie. Zastanawiamy się czy cienie ławek nie są przypadkiem zarysami innych, ukrytych w czerni postaci. Widzimy grę świateł, jakie nieraz przed naszymi oczyma rozgrywa blask przenikający do wnętrza, cichego, chłodnego wnętrza, przez kościelne okna. Koresponduje z nią, niewystawiana (niestety) Pokuta z roku 2020 także przedstawia scenę modlitwy, ale inaczej rozgrywane są nastroje. Kolory odsyłają nas do liturgicznego okresu wielkiego postu, a za głową modlącego się mężczyzny widzimy drzwi. Trudno orzec czy to zarys konfesjonału. Może to drzwi do kaplicy adoracji? A może nawiązania do wizji modlitewnych? Artysta nie bawi się nami, on prezentuje. A w jego obrazach, jego wizualizacjach jest coś więcej niż tylko wspomnienia z pobytu w kościołach i sanktuariach.
To jest rzeczywistość przekraczająca pierwsze spojrzenie, ukryta pod powierzchnią malowanych scen. To jest rzeczywistość, którą malarz może ujrzeć jedynie, dzięki owemu uczuciu głodu jakie go przepełnia.
Głodu przekraczającego zwykłe odczucia i emocje, ale dzięki malarskiemu dziełu zobrazowanemu.
Juliusz Gałkowski