Ukazuje się od 1946 w Krakowie, a następnie w Warszawie jako PRZEGLĄD ARTYSTYCZNY, od 1974 SZTUKA, Rok (58) XXX | Wydanie internetowe Rok (5) SZTUKA 2024

Web-art jako nowa sztuka ludowa u Tymka Borowskiego

15 kwi, 2024SZTUKA

Tymek Borowski szuka języka, który będzie zrozumiały dla współczesnego odbiorcy. Według niego takim językiem jest estetyka internetu, z emotikonami, memami, z całą pozorną łatwością do wymazywania i zapominania. Styl internetu staje się nową sztuką ludową, czy też masową. Tak jak Gauguin szukał inspiracji w sztuce ludowej Polinezji, Picasso w Afryce, Warhol podniósł do rangi sztuki komercję XX wieku, Borowski szuka języka sztuki w symbolice i estetyce sieci.

Podjeżdżam pod położony na warszawskim Mokotowie poprzemysłowy budynek, położony przy torach kolejowych. To nie jest ceglana, dekoracyjna architektura fabryki Norblina czy Elektrowni Powiśle. Tutaj jesteśmy wśród pozostałości lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych – szary tynk, rampa do załadunku, przesuwane metalowe drzwi, betonowe posadzki. Pozostałość bezbarwnego przemysłu tamtych lat. Dzisiaj ta przestrzeń ożywa, mieszczą się tu studia fotograficzne, firmy projektowe, pracownia klasyka lat osiemdziesiątych Pawła Kowalewskiego. Jest też pracownia Tymka Borowskiego.

Studio Borowskiego jest białym sześcianem. Jasne ściany oddzielają nas od świata zewnętrznego, wprowadzają w pewnego rodzaju stan zawieszenia. Co prawda, nie jest to izolacja całkowita – elementem łączącym nas z tym, co na zewnątrz, są duże, przemysłowe okna. Przestrzeń jest zatem w dwóch światach równocześnie – są białe ściany jak w nowoczesnej galerii, ale jest też ogromne okno jak w tradycyjnej pracowni, wprowadzające zmienność i nieprzewidywalność światła.

Tylko jeden obraz wisi na ścianie. Niedawno ukończony, z daleka przyciąga wzrok nasyconymi barwami. Pierwsze, co dostrzegamy, to napis zapisany w graficznej formie, podobnej do internetowych memów. Żółte linie napisu są zawieszone nad wibrującą barwami przestrzenią, w której kotłują się i wzajemnie przenikają pomarańczowe, szaroniebieskie i zielone kształty. Ta przestrzeń jest dynamiczna, nasz wzrok przebiega po zielonych liniach, skacze po szarych czworokątach, zagłębia się w pomarańczową przestrzeń między nimi. Artysta używa techniki „mokrego na mokrym” – malując farbami akrylowymi nie czeka na wyschnięcie kolejnych warstw, nanosi je szybko, pozwalając na przenikanie się kolorów, zmiany natężenia barwy, czasem łączenie się kształtów. Jest w tym dopuszczenie działania przypadku, jakby chwilowe oddanie kontroli naturze. Pulsowanie zielonych linii będących jakby szkieletem całej konstrukcji przy dłuższym patrzeniu działa hipnotycznie. Później przyciąga nas świat małych szaroniebieskich czworokątów, niektóre się łączą, miejscami rozmywają, nasz wzrok skacze między nimi odkrywając jakieś ich tajemnicze życie. Nie wiemy, czym są – kryształkami, żywymi komórkami? Źródłem inspiracji Borowskiego często są fotografie mikroskopowe lub fragmenty pejzażu, przetworzone w zupełnie nową przestrzeń. Nie komentuje źródeł w żaden sposób, chce tworzyć nowe światy, które po ukończeniu obrazu żyją w wyobraźni widza, już niezależne od pierwotnej inspiracji autora.

Gdy odejdziemy dalej, zawieszony nad barwną przestrzenią napis wybija się na pierwszy plan. Natychmiast mamy skojarzenie ze światem cyfrowym – litery są ziarniste, jak nadmiernie powiększone piksele grafiki komputerowej. Układają się w niby-zdania, ale nie potrafimy odczytać w nich żadnego sensu. „fouhsd bdhvuil iuwhreh uhavl.bjns?”. Co to jest? Bełkot? Czy może pismo automatyczne? Przypadkowe litery, uderzane „w ciemno” na klawiaturze komputera, tworzą przypadkowe słowa-niesłowa, przemalowywane potem przez artystę na płótno. Napis jest pieczołowicie wkomponowany w przestrzeń obrazu – wielkość czcionki, kolor, relacja z tłem nie są przypadkowe, cała kompozycja została zaplanowana w uwzględnieniem tego napisu. A co on znaczy? Nic. Napis bez znaczenia, odarty z sensu, pozostający tylko formą graficzną. Borowski odnosi się do wielowiekowej tradycji – napisy komentujące ziemską i niebiańską rzeczywistość pojawiały się już na średniowiecznych ilustracjach, wiele lat później Gauguin opatrywał swoje obrazy tytułami i komentarzami, artyści nowoczesności doprowadzili komentarz słowny do roli pierwszoplanowej – jak choćby Rene Magritte ze swoim „Ceci n’est pas une pipe”, zwracający uwagę, że wizerunek fajki nie jest rzeczywistą fajką. Komentarze, wyjaśnienia lub pouczenia stały się na obrazach XX wieku powszechne, również Borowski w swoich wcześniejszych pracach często je stosował. Aż zadał pytanie: kim ja jestem, żeby ludzi pouczać, coś im narzucać moimi komentarzami? Nie jestem filozofem ani pisarzem, jestem malarzem. Niech obraz mówi sam za siebie. Ale jednocześnie w swojej przewrotności artysta mówi nam – skoro jesteście przyzwyczajeni do obecności tekstu na obrazach, proszę bardzo, dam wam napis, tylko nie oczekujcie ode mnie treści. Daję wam graficzną ideę, daję obecność napisu.

Tymek Borowski, „fouhsd bdhvuil”, 2023, akryl na płótnie

 

To nie jest tylko prosta ironia, sporo w tym nawiązania do tradycji awangardy. W czasie pierwszej wojny światowej dadaiści, zbuntowani przeciwko cywilizacji Zachodu która doprowadziła do hekatomby na frontach, szukali nowych form wyrazu, przekraczania kanonów sztuki. Nie znosili logiki – to ona, będąc u podstaw zachodniej cywilizacji, doprowadziła do tragedii wojny. W ich poezji pojawiło się pismo automatyczne – przypadkowo zestawiane zdania, czasem złożone z wycinków gazetowych; w plastyce pojawiły się pierwsze rysunki automatyczne – linie kreślone przypadkowo, pod wpływem podświadomości, bez kontroli umysłu. Kontynuowali to dzieło surrealiści, mniej od dadaistów nihilistyczni, ale równie mocno zbuntowani – zresztą znaczna ich grupa z ruchu Dada się wywodziła. Jednak pismo automatyczne w tamtych czasach miało swoją składnię, złożone było ze znanych nam słów – jako choćby zdanie przywoływane w „Manifeście Surrealistycznym” przez Andre Bretona, które przyszło mu do głowy kiedyś przed zaśnięciem „Jest człowiek, przecięty oknem na dwoje” (tłum. A. Sandauer). Mimo swojej zagadkowości, jest to zdanie, które potrafimy odczytać. Ale co się stanie, gdy w zapisie jeszcze zwiększy się rola przypadku? Surrealiści fascynowali się przypadkowością, Wolfgang Paalen wprowadził do malarstwa swoje „fumages” – obrazy tworzone przez dym z płonącej świecy lub drzazgi, w fascynujący sposób zatrzymujące w czasie coś tak ulotnego jak dym. Borowski idzie tą drogą, uderza w klawisze w sposób przypadkowy, zapisując chwilę, która się nie powtórzy. Jak mówi, jest w tym coś z muzyki, z uderzenia w przypadkowy akord. Ta-tam, ta-ta-tam. Lewa ręka, prawa, znów lewa. Napis, który został sprowadzony tylko do idei napisu.

Tymek Borowski szuka języka, który będzie zrozumiały dla współczesnego odbiorcy. Według niego takim językiem jest estetyka internetu, z emotikonami, memami, z całą pozorną łatwością do wymazywania i zapominania – choć jak można się przekonać, nie jest łatwo usunąć coś z sieci w skuteczny sposób, wiele rzeczy powraca jako chciane lub niechciane po latach. Sieć okazuje się mieć trwalszą pamięć niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. A jednocześnie estetyka internetu staje się nową sztuką ludową, czy też masową. Tak jak Gauguin szukał inspiracji w sztuce ludowej Polinezji, Picasso w Afryce, Warhol podniósł do rangi sztuki komercję XX wieku, Borowski szuka języka sztuki w symbolice i estetyce sieci. Chce używać języka zrozumiałego dla współczesnych, co nie znaczy, że trywialnego. Te poszukiwania nie ograniczają się tylko do formy graficznej. Również paleta barw jest współczesna – ich nasycenie, kontrast, dynamika nie przystawałyby do języka sztuki używanego jeszcze trzydzieści czy czterdzieści lat temu, nie mówiąc o latach jeszcze wcześniejszych. To nie jest tylko kwestia jakości farb, ale przede wszystkim naszych przyzwyczajeń. Jak mówi Borowski, obrazy, które szokowały jaskrawością jeszcze w latach sześćdziesiątych, dzisiaj wydają nam się stonowane i pastelowe; nasz wzrok przyzwyczaił się do nasyconych kolorów monitorów komputerowych, do wielkoformatowych, jasno oświetlonych wydruków reklamowych, w przestrzeni publicznej jesteśmy wręcz bombardowani kolorami i jasnością obrazów. A więc, żeby przemówić językiem współczesnym, nie wystarczy sięgnąć do aktualnych rozwiązań graficznych, potrzebna jest też praca nad kolorystyką – żeby przemówić dźwięcznym głosem. A granica między czystą, dźwięczną barwą a kiczowatą jaskrawością jest bardzo płynna, to niebezpieczny grunt.

Artysta wyciąga z regału inną pracę. Widzę przedstawiony w uproszczonej formie uśmiech, pochodzący jakby z grafiki internetowej – kolejne odniesienie do współczesnej kultury masowej. Obraz jest portretem. Przy dłuższym przyglądaniu się przedstawiony na nim uśmiech już nie jest bezosobowym znakiem graficznym, widać odzwierciedlenie mimiki konkretnej osoby, jakby jej esencją. Malarz pokazuje fotografie portretowanej osoby, podobieństwo jest uderzające. Lekka asymetria ust, zmrużone oczy – przedstawienie na obrazie okazuje się mieć bardzo indywidualny charakter. Sporo w tym wieloznacznych emocji, to nie jest tylko radosny uśmiech. Praca powstała na podstawie dziesiątek zdjęć, prób uchwycenia osoby w różnych sytuacjach – i była poprzedzona wieloma szkicami. Sztuka portretu, przez wiele lat zapominana, w rękach Borowskiego staje się żywym, współczesnym poszukiwaniem istoty osobowości, wyrażonym przy pomocy dzisiejszej estetyki.

Tymek Borowski, „Portret”, 2023. Akryl na płótnie, 60x80cm

 

Uśmiech wydaje się unosić nad barwną, mieniącą się żółciami, brązami i purpurami powierzchnią, miejscami przesłoniętą białawą pajęczyną. Obraz mocno zmienia się, gdy podejdziemy do niego bliżej, wówczas barwna płaszczyzna zdaje się nas wciągać w głąb, to ona staje się głównym ośrodkiem przyciągającym wzrok. Gdy odejdziemy dalej od obrazu, barwna przestrzeń zdaje się wycofywać w tło, na pierwszy plan wybija się przedstawienie uśmiechu. Jeszcze bardziej jest to widoczne, gdy zmrużymy oczy – wówczas uśmiech unosi się nad wibrującą przestrzenią, staje się niematerialny, jakby należał do świata idei.

Borowski pozostawia niedopowiedzenie – nie wiemy, czy obraz jest portretem na tle krajobrazu, jak przedstawiali to artyści renesansu; wówczas uśmiech byłby odzwierciedleniem osobowości modela, a rozerwana siatka i barwna przestrzeń należałyby do świata zewnętrznego. A może portretowana osoba wypełnia całą przestrzeń obrazu – wtedy nitki pajęczyny mogłyby być biegnącymi w różne strony, rwącymi się myślami, a barwna przestrzeń zapisem zmieniających się emocji. A może najgłębsza warstwa obrazu jest po prostu abstrakcją, stworzoną przez malarza bez żadnej ukrytej narracji – i dopiero to nasza wyobraźnia podpowiada nam różne historie. Warto pozostawić to bez rozstrzygnięcia.

Praca jest esencją dotychczasowej drogi Borowskiego w poszukiwaniu języka działającego na dzisiejszego widza, a jednocześnie jest dialogiem z tradycją. Jest w niej dystans, gra konwencją – bo kto nie widział uśmiechu Giocondy – ale jest też pozostawienie odbiorcy pola do własnych interpretacji. Jest wieloznaczność emocji. To wszystko powoduje, że obraz oddziałuje na nas na wielu płaszczyznach, budząc wrażenia i refleksje daleko wykraczające poza chwile spędzone w pracowni.

Powrót do malarstwa, barwy, dialog z tradycją awangardy, odwołania do przypadku i podświadomości, są istotną częścią drogi Tymka Borowskiego. W swojej książce z 2009 roku Jakub Banasiak wprowadził pojęcie „zmęczonych rzeczywistością”, opisując pokolenie Jakuba Juliana Ziółkowskiego, Tymka Borowskiego, Przemka Mateckiego, Tomasza Kowalskiego, Pawła Śliwińskiego i nieco starszego od nich Piotra Janasa. Nie tworzyli grupy, nie mieli wspólnego programu, ale można było zobaczyć wspólnotę pokoleniową – przede wszystkim bunt przeciwko dominującej kilkanaście lat temu sztuce krytycznej. Młodzi malarze sprzeciwiali się sztuce skupionej ich zdaniem nadmiernie na publicystyce, hermetycznej w swojej surowości i wymagającej obszernych wyjaśnień, korzystającej najczęściej z technik filmowych i instalacji, rzadko odwołującej się do malarstwa, uciekającej od barwy. Zajętej naprawianiem świata, mocno obecnej w mediach. Zarzucali sztuce krytycznej nadmierne skupienie na autopromocji i pewnego rodzaju nieszczerość – bo ich zdaniem wypychanie i eksponowanie martwych zwierząt w obronie ich praw było raczej zabiegiem marketingowym, niż poszukiwaniem prawdy i głębi. To nie pierwszy bunt w historii sztuki i nie ostatni, ale w ostatnich latach na pewno znaczący. Artyści powrócili do malarstwa – chcieli malować, skupieni w swoich pracowniach, unikając zgiełku świata, nie zabiegając o promocję. Szukali głębi własnych przeżyć, sięgali do podświadomości swojej i odbiorcy, nawiązywali do estetyki i praktyki twórczej surrealizmu, badając rolę przypadku i automatyzmu, czasem malując razem. Z czasem okazało się, że każdy z nich idzie swoją drogą, choć pokoleniowo wypracowany język sztuki pozostał pewnego rodzaju spoiwem. Szybko zostali zauważeni i docenieni zarówno przez publiczność jak i krytykę, co nie jest oczywiste – artyści cenieni przez krytykę nie zawsze cieszą się zrozumieniem szerokiej publiczności, a ci bijący rekordy popularności komercyjnej nie zawsze znajdują uznanie krytyków. Są na szczęście współczesne wyjątki z Wilhelmem Sasnalem na czele. Do tej grupy należą też artyści pokolenia „zmęczonych” – Jakub Julian Ziółkowski bardzo szybko został doceniony przez Fundację Galerii Foksal i przez międzynarodową sieć Hauser & Wirth, niedawno miał dużą wystawę w krakowskim MOCAK, również w Fundacji Galerii Foksal zadomowił się Piotr Janas, Przemek Matecki został zaproszony do współpracy z Galerią Raster i z berlińską Carlier Gebauer.

W kilkanaście lat od zauważenia pokolenia „zmęczonych rzeczywistością” każdy z twórców idzie swoją drogą – łączy ich umiłowanie malarstwa, zmaganie się z materią, głębokie przeżywanie spraw własnych i świata, choć bez publicystycznego zapału. Erudycja i czerpanie z tradycji łączą z poszukiwaniem współczesnego języka i nieustannym przekraczaniem granic zarówno stylu, jak własnej wyobraźni. Tak jest też w pracach Tymka Borowskiego. Połączenie poszukiwań intelektualnych i bezpośredniego oddziaływania na emocje odbiorcy powoduje, że warto się nad tą twórczością zatrzymać.

Borysław Czyżak

Tymek Borowski
Malarz, autor obrazów i wideo cyfrowych. Absolwent Wydziału Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Prace Borowskiego były wystawiane m.in. w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, Zachęcie – Narodowej Galerii Sztuki w Warszawie, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie, Muzeum Sztuki Współczesnej (MOCAK) w Krakowie, Muzeum Współczesnym we Wrocławiu, Muzeum Narodowym we Wrocławiu, Muzeum Narodowym w Gdańsku, Deutsche Bank KunstHalle w Berlinie oraz Halle für Kunst Steiermark (Künstlerhaus) w Grazu. Laureat Nagrody Paszport Polityki za rok 2015 oraz Nagrody Widzów 2013 Fundacji Deutsche Bank Views.
Jego prace znajdują się w publicznych i prywatnych kolekcjach sztuki, m.in. w Muzeum Sztuki Współczesnej (MOCAK) w Krakowie, Muzeum Narodowym we Wrocławiu, Muzeum Narodowym w Gdańsku, Muzeum Warszawy, Galerii Arsenał w Białymstoku, Fundacji Sztuki Polskiej ING w Warszawie oraz w kolekcji ASOM w Vaduz.

Polecamy

A Jednak Życie: wystawa Avivy Blum i Wojciecha Cieśniewskiego w Jerozolimie

Wystawa “Life, After All” zostanie otwarta 2 maja w Hotel President Gallery w Jerozolimie

Przez wizjer Konesera – rozmowa z Łukaszem Spychałą

Na studiach zdecydowałem się na zakup mojego pierwszego aparatu analogowego, który do tej pory jest moim podstawowym aparatem. Jest to Mamiya RB67 Pro-S.

Tydzień Filmu Niemieckiego

26 stycznia 2024 roku pod patronatem medialnym SZTUKI w 10 miastach w Polsce podczas Tygodnia Filmu Niemieckiego rozpocznie się prezentacja najnowszych filmów, powstałych za naszą zachodnią granicą. Ten największy przegląd niemieckiego kina, który organizują wspólnie Dom Norymberski w Krakowie, Instytut Goethego oraz Konsulat Generalny Niemiec we Wrocławiu, zawita do Krakowa, Warszawy, Wrocławia, Katowic, Opola, Poznania, Gdańska, Rzeszowa, Lublina oraz Kielc i potrwa do 8 lutego 2024 roku. Tym razem filmy będzie można zobaczyć wyłącznie w kinach.